Skip to main content

ludzie to Słowa

Po dwuletnim okresie twórczej stagnacji w 2017 w lutowym Belek, między północą a nocą, narzucam na siebie szlafrok i wędruję na balkon. Czytam nieco Galfarda, dmucham na morze, które z dziesiątego piętra mam na wyciągnięcie palca. Oddycham lekko, zważając na to, że przed chwilą miałam zapalenie zatok, i wracam do pokoju, chwytam za smartfona, zakrywam głowę kołdrą i robię to, co wcześniej. Poezjuję. Wtedy powstaje wiersz [uciszyć], a w następnych dniach poezje: [kreślisz], [jak pozornie styka się paznokieć], czy [obserwuję]. Po powrocie z Turcji, na wiosnę jestem jak te tulipany.

Lato 2017 to pocztówka z Krakowa. Bruk, Biprostal, „liliowy” i Rondel i słowa w tramwaju nr 24 czy na przejściu Gołębią. Wysyp tekstów.

W locie jeszcze berlińskie nostalgie i niespokojna Warszawa.

Ale tu nie chodzi przecież o miejsca. Bowiem większość tekstów to są gdańskie perony, PKM i SKM, to jest bez-sen na rozkładanej kanapie z IKEI w domu na Kaszubach, lasy i łąki, to w końcu park przy Jeziorze Klasztornym w Kartuzach, Wyspa Łabędzia, korytarze mojego liceum.

Wszędzie tam, gdzie są ludzie, jest miejsce na Słowa. One nas warunkują. Lepią z liter i pamięci.

Nagle pojawiają się poemozje. Poetyckie reportaże z chodnika. I wtedy wiem, że to najlepiej oddaje co teraz robię.

Każda wydana książka to etap i z tą myślą bez chwili zawahania się zgadzam. „ludzie to Słowa” to czas dorosły, wielki i niestały. O dylematach miejsca i środowiska. O drogach i torach. O tym, że na chwilę znika mała ojczyzna, a walka o najważniejsze wartości ewoluuje do pisania z ulic stolicy.

*** (od autorki)

To nawet nie piśmienniczy materiał. 

Ani ruchoma czcionka po chodniku. 

To takie nic o stażu Słońca. Pałac na pustaku. 

Asortyment emocjonalnych obojętności. 

Romantycy-lunatycy. 

Ciągną za dreszcze na plecach. Ciążą na płochym 

od dotyku myśli karku. 

Mruczą. Lubią zabijać. Czas i się, siebie. 

Często Słowem. Sobą właśnie. 

Próba definiowania gatunku ludzkiego finalizuje się 

w tym samym momencie, z jednym skutkiem. 

Otworzeniem smartfonowego notatnika, 

wyjęciem kartki spod stolika i niesprawnym 

wwinięciu jej w szpulę groma z ’42 lub 

wymiany naboju w broni typu Parker. 

Gdzie kończy się człowiek, zaczyna się słowo. 

To spis relacji, spowiedź z osób, które dopełniły 

i uszczknęły moją myśl rzeczywistości. 

To autokreacja i psychoanaliza każdej emocji, 

nawet tej, której nie ma w słowniku.  

To wypadkowa sentymentów, traum, pragnień lat 

minionych i niezapowiedzianych.

To też wstrzymany obiektyw na adresy, współrzędne 

i przestrzenie. Numery telefonów.

To wreszcie ‘piękni dwudziestoletni’ i ‘szpetni 

czterdziestoletni’ mężczyźni i kobiety 

mojego życia. 

Słowiki. I pełnie.

Kartki sparzone Słowami, więc ludźmi, spod których 

palców te Słowa będą migrować między lewą 

szparą żeber do ust, pamięci i treści oczu.

Ludzie nadzy, nierozpisani. 

Słowa blade, a wstydliwe.

Ludzie to Słowa.

A Słowem wstępu jestem ja.

Please wait while flipbook is loading. For more related info, FAQs and issues please refer to DearFlip WordPress Flipbook Plugin Help documentation.