poemozje cz. I
Oto pierwsza część tomu, nad którym M. pracowała przez ostatnie trzy lata, czyli w czasie wielu życiowych metamorfoz osobistych, jak i tych, które dokonały się wokół niej na świecie.
Poemozje to wszystko to, co w nich dostrzegą ich odbiorcy. Poezję, M., reportaże z chodników Warszawy, w której wtedy żyła i tworzyła, ale też pandemiczne sprawozdania z czterech ścian domowego zacisza na Kaszubach.
To dopiero przedsmak, M. wierzy, że w tym roku będziecie mogli analogowo zetknąć się z drugą częścią tej historii.
Od autorki
Zaprosiłam niegdyś swoich obserwatorów do gry w słowa, do jakiej wiele lat temu zachęcał podczas lekcji swoich uczniów (a wśród nich i mnie) polonista z podstawówki – a później na moment i z liceum – Paweł Pytka. Zagadka nie posiadała rozwiązania. Jej jedynym sensem było to, co dostrzegała w poemozjach każda odrębna jednostka. Ile widziała
i co stworzone z poemozji wyrazy jej podpowiadały.
Nadałam sobie imię, które każdy wymawiał inaczej. Każdy mógł mieć na mnie inne słowo. Traktować mnie jak zwierzę, fizjologiczną potrzebę, jak styl, zespół wyrażeń. Jak poezję i abstrakcję – przypadkową zbitkę liter posklejaną ego poetki.
Nie wystarczył wiersz. Międzydniami między drzewami, kolumnami budynków, a żółtymi barierkami WTP, brudziłam poemozjami kartki z kalendarza tak, że stały się spółdzielczym pamiętnikiem – wysyłanym mailowo do Przyjaciela.
Poemozje to taki czas, który trzeba przeżuć, by wypluć go na bruk samotnego miasta i ze spokojem, wolniejszym i czulszym krokiem traktować ścieżyny rodzimej wsi.
To historia małych “tak” i “nie”, które wydają nam się rezonującym na nasz światek monumentem, przygniatającym jego kończyny, żeby nie mógł toczyć się dalej.
Finalnie okazują się ziarnami, które, pielęgnowane wolnością, obrastają w listki, listy, poemozje…
Piórka zostawiając łapaczom snów.
M.
Please wait while flipbook is loading. For more related info, FAQs and issues please refer to DearFlip WordPress Flipbook Plugin Help documentation.
